wtorek, 20 sierpnia 2013

Rozdział XXI (Wendy i Dick) - Finał

Wendy w oczekiwaniu na odpowiedź w pierwszej kolejności dostała uśmiech. Od pierwszego spojrzenia mężczyzna wydawał jej się tak samo miły, jak jego mimika, która odsłaniała niewielką część przeszłych wydarzeń w widocznych już zmarszczkach. Widząc go tak dokładnie, mimowolnie zdziwiła się, że jeszcze nie miał włosów przyprószonych siwizną, a idealnie kruczoczarne kosmyki. Tajemnicze, groźne, śmiertelne.
Nie, nie, nie. Nie chciała, żeby jej myśli schodziły na tak mroczne tory, gdyż miała zdecydowanie zbyt wielką wyobraźnię. Przerażające scenariusze migały jej przed oczami z prędkością światła i w takiej ilości, że powoli czuła, jak nogi robią jej się miękkie w kolanach. Jego uśmiech wcale nie pocieszał jej, a przynosił pewien powiew dramatyzmu, którego Wendy tak naprawdę nie chciała być częścią; miała już dość wszechobecnego smutku, tragedii, które nawiedzały ją w tej szkole. To była ta część jej przeszłości, do której nie chciała i nie miała zamiaru wracać. Gdyby trzeba było, zapierałaby się rękami i nogami. Teraz miała naprawdę idealne życie - żona, dziecko, piękny dom, praca. Jedna jej część, ta bardziej egoistyczna - która w niej istniała od zawsze i będzie istnieć, cokolwiek by nie robiła - nie chciała, żeby spokój ducha budowany tak pieczołowicie przez całe dziesięć lat runął w zgliszczach, zburzony przez jeden ruch i jedno słowo stojącego przed nią mężczyzny z tajemnicą za ustami. Z drugiej jednak strony, tej, którą martwiła się o bliskich ludzi, chciała wiedzieć, o co chodziło temu panu i niemal nie wytrzymywała napięcia, które pojawiło się jedynie przez ułamek sekundy.
Widzisz Wendy, jedno poruszenie i znów jesteś tą bezbronną laleczką z załamaniem psychicznym.
NIE.
Nie tylko ta druga część osobowości, ale także uprzejmość kazała jej przytaknąć i powiedzieć grzeczne słowo oczywiście, jednak ledwo zdążyła ułożyć usta do odpowiedniego kształtu, mężczyzna porwał ją w ustronne miejsce. Dosłownie porwał, gdyż poczuła nieznośnie mocny uścisk na swoim ramieniu i nieodparty pęd do najbliższych drzwi. Podświadomie była wdzięczna temu mężczyźnie, że nie pozwolił jej wypowiedzieć słowa, które na pewno zabrzmiałoby chwiejnie ani pójść o własnych siłach na tych niebotycznych szpilkach, które teraz były tylko i wyłącznie utrudnieniem. Nie czuła się zbyt pewnie. Mimo wszystko takie zachowanie oburzyło ją, niezależną kobietę, która stawała po stronie szacunku i braku przemocy. Już dawno nie poczuła się tak ograniczona i przestraszona jak w tej chwili i to ją rozzłościło. Wrócił dawny gniew; gniew na ojca, na Aidena i na swój los.
Wściekłość całkowicie przesłoniła jej widok miejsca, w którym się znaleźli. Był to pokój najpewniej przeznaczony do odpoczynku, gdyż znajdowały się tutaj miękkie kanapy, telewizor oraz najnowsze gazety. Ciepłe kolory wcale nie uspokoiły Wendy, która stała na trzęsących się nogach i rozmasowywała bolące ramię. Była pewna, że będzie miała w tym miejscu siniaka i wiedziała także, że nie będzie mogła powiedzieć o tym incydencie Chloe. Nie chciała, żeby się niepotrzebnie złościła - ona także miała swoje przejścia.
Wendy spojrzała wyniosło na mężczyznę, który uciekł się do przemocy i postanowiła coś powiedzieć, nawet jeśli jej drżący głos zdradziłby, jak bardzo nie jest stabilna. Jednak.
- Nie mam pojęcia dlaczego pan to zrobił, ale niewątpliwie był to niewłaściwe i... - W tej chwili przerwała, gdyż mężczyzna wymruczał przeprosiny, jakby się czegoś wstydził. I ona poczuła się wtedy źle. Zdała sobie także sprawę, że nadal nie wie, jak on ma na imię. A może to nie było aż tak istotne?
Obserwowała, jak sięga w głąb marynarki i wyjmuję kartkę - tak po prostu? Bez słów, bez żadnego przekazu? Wendy odebrała kawałek papieru z wahaniem, jakby miała w ręku tykającą bombę, której moment wybuchu zbliża się nieubłaganie. Spojrzała ostatni raz na mężczyznę, od którego to dostała i był to wzrok przeciągły ze strachu, niepewny i błagalny. Błagała o to, żeby to jednak była pomyłka, żeby nie ona była tą kobietę, której on szukał. Choć zawsze była dumna z rzadkości swojego imienia, teraz pomyślała, że w tej szkole musiała być jakaś inna Wendy i to o nią chodziło w tej całej sprawie.
Mimo tych wątpliwości jednak otworzyła zgięty na pół stary wycinek papieru.


Już w trakcie czytania łzy zaczęły zbierać się w kącikach jej oczu. Mrugała nimi, byle tylko widzieć dobrze wszystkie słowa, tak cenne, jedyne, jakie od niego miała. Od Alana.
Ta wiadomość wstrząsnęła nią do głębi. Przywołała jego wspomnienie, odlegle, ale nadal ciepłe i pocieszające. Chociaż może nie do końca, bo łzy leciały jej niemym strumieniem. Musiała przysiąść na kanapie, żeby się nie przewrócić od nadmiaru emocji, które przygniotły ją do podłoża swoimi żelaznymi śrubami.
Kochał ją? Jak to mogło być możliwe? Ona traktowała go tylko i wyłącznie jak przyjaciela do samego końca i aż do tej chwili myślała, że ona także była jego przyjaciółką. Jak się okazuje, żyła w kłamstwie przez tyle lat. Te rozmyślania na chwilę przyćmiły trzon jej obawy, która wyklarowała się ponownie po odczytaniu postscriptum. Mądrzejsza?
- Co się z nim stało? - spytała w przestrzeń łamiącym się głosem, nie widząc już nic przez kolejne salwy łez, przez które musiała się przebijać. Nie walczyła już z tym; wiedziała, że w tej sytuacji nie było sensu - i tak nie wygrałaby. Całkowicie zapomniała o swoim idealnym świecie, o bólu w ramieniu, o mężczyźnie. Został tylko obraz jej i Alana w jaskini, tak wyraźny, jakby to działo się wczoraj. Jakby wcale od tamtego czasu się nie zmieniła.

Chciał jej powiedzieć, że jest z nim wszystko w porządku, że zaraz tutaj z nimi będzie. Tylko spóźnił się, zatrzymała go jego ukochana żona, dzieci cokolwiek byle by z nimi jeszcze tu był. Owszem Dick nie znał go. Nie wiedział jakim człowiekiem był ten Alan, autor listu. Ale chciałby wierzyć w to, że Alan nie umarł wtedy na tym uboczu przy drodze, że jest wciąż nadal na tym świecie. Chciał po prostu przekazywać dziś dobre nowiny, a nie te, które na pewno dobrymi nie były. Chciał być dobrym człowiekiem z dobrymi nowinami, ale jednak nie cofnie czasu. Nie cofnie tego, co się stało z Alanem tak samo jak nie cofnie swoich dawniejszych decyzji o przyłączeniu się do władzy, niestety... Życie nie jest filmem, który można w każdej chwili cofnąć i zmienić. Przybrał teraz milczący wyraz twarzy, był zamyślony to fakt. Nie wiedział jak teraz zareagować? W końcu nigdy nie poruszały nim jakiekolwiek uczucia, gdy widział łzy drugiego człowieka. Zawsze w takich przypadkach nakazywał nie beczeć jak mała dziewczynka, tylko ruszyć się. Zawsze władczy i agresywny Dick dziś wiedział, że musiał choć spróbować jakoś ją pocieszyć. Co nie było wcale łatwe i to nie patrząc tylko pod względem jego przyszłości tylko raczej na to, że nie znał Wendy. Była dla niego obcą kobietą, a jednak chciał ją pocieszyć, jakoś uratować ją od lawiny łez, które teraz się pojawiły. Jednak Dick był tak skamieniały, że nie potrafił się ruszyć. Nie potrafił wykonać żadnego większego ruchu, który teraz normalny człowiek byłby w stanie wykonać, jednak nie on. On nie był normalny. Dopiero teraz zauważył jak cierpiały osoby bliskie ludzi, których on zamordował z zimną krwią. Wcześniej nawet nie pozwalał sobie na myślenie, że ci wszyscy ludzie mogliby mieć rodzinę, przyjaciół, którzy na pewno by za nimi tęsknili. Nigdy o tym nie myślał, zawsze liczył się tylko on sam. Dopiero dziś zauważył, że każdy ma jakąś jedną chociaż osobę, która będzie za nim wylewała łzy strumieniami. A raczej nie każdy, bo za Dickiem nikt by nie płakał. Nikt by nie zatrzymał się nad jego grobem. Nikt nie pomyślał, co się z nim teraz dzieje; czy żyje nadal? W końcu minęło tyle lat od jego zniknięcia z życia rodzinnego. Opuścił swoją rodzinę wiele lat temu. Swoich rodziców, dziadków, rodzeństwo... A co, jeśli ich już nie ma na tym świecie i nie zdążył się nawet pożegnać? Co, jeśli to oni po pierwszym dniu jego zniknięcia skreślili go raz na zawsze? Czy Dick miał teraz wyrzuty sumienia? Tak, to chyba tak można nazwać. Żałował wszystkich decyzji w swoim życiu. Tylko niestety nie potrafił nic cofnąć i naprawić.
-Trafił do więzienia, a później na niewłaściwego człowieka...  - ocknął się w końcu z swojej skamieliny Dick. Zaczął opowiadać historię Alana zrozpaczonej Wendy, która nawet nie wiedział do końca czy wszystkie jego słowa docierały do niej. Ale czy to ma jakieś znaczenie? Wiedział, że Wendy zrozumie go doskonale. Zrozumie, o czym tu własnie zaczął jej mówić. Znał na pamięć historię Alana. Przez te parę lat nauczył się jej na pamięć, dowiadując się o nim codziennie coraz to nowszych i przerażających faktów na temat jego życia po pobycie w szkole. Wiedział, że ci wszyscy ludzie nie okłamywali go. Nie mogliby go okłamywać. Wszyscy wiedzieli jak Dick traktował osoby, które go okłamały choć raz. Każdy zastraszony przez niego choć raz do końca życia bał się jego. Czego tak do końca sam Dick nie zamierzał robić, ale jednak dzięki temu był pewny, że to, co teraz mówił Wendy było czystą, bolesną dla niej prawdą. Nie zważając na jej ciągle potęgujący się płacz, mówił dalej nieco w skrócie życie Alana. Omijał pewne fakty, których tym razem raczej nie powinna wiedzieć Wendy i tak miał wrażenie, że mówił jej o Alanie zbyt dużo. Może teraz przez to jego opowiadanie jeszcze bardziej bolesne to dla niej będzie? Tego nie wiedział, ale wciąż mówił dalej i dalej. Brnął w tą historię powoli i coraz ciszej, aż trafił do momentu znalezienia go w rowie przez Dicka. I tu zatrzymał się. Nie powiedział jej wprost, że Alan umarł w tym rowie, zapomniany, bez nikogo przy swoim ramieniu. Jednak mimo tego Wendy rozpłakała się teraz na dobre, a Dick milcząc już tylko objął ją nieśmiało ramieniem, przytulając jej twarz lekko do swojego torsu.
Tylko tyle mógł dla niej zrobić. 



Nadzieja umiera ostatnia, a koniec następuje wcześniej, niż byśmy się tego spodziewali.