wtorek, 16 kwietnia 2013

Rozdział V (Wendy i Alan)


Przez dwa dni Alan i Wendy nie widzieli się. Tak jakby Wendy straciła odwagę, by znów go zaczepić, bo i owszem miała szansę. Widzieli się nawet wczoraj na szkolnym korytarzu przyglądając się sobie bacznie, ale ani Alan ani Wendy nie odezwało się do drugiego. Jednak Alan o niej nie zapomniał myślał intensywnie dniami i nocami nie wiedząc do końca nadal co o tym sądzić. Aż w końcu pewnego popołudnia zdobył numer do niej. Nie było to zbyt trudne. W końcu osoba taka jak Wendy była znana wielu, a zawsze się znajdzie ktoś użyczy nawet takiemu człowiekowi jak Alan jej numer. A po chwili na wyświetlaczu telefonu Wendy mogła przeczytać następującego smsa od nieznanego jej numeru:

Weź ze sobą swoją historię choroby
i idź do centrum handlowego, McDonald's. 
I czekaj...

Bez zbędnego przywitania się, pożegnania, podpisu bez czegokolwiek  Można by powiedzieć, że był to sms suchy, bez uczuć. Ale jednak Alan wiedział, że targały nim wiele ważnych myśli jak tylko pojawiała się przed jego oczami twarz Wendy. 

Londyńskie centrum handlowe, McDonald's. Zwykły fast food jak to w każdym centrum handlowym bywa. Nad kasami wisiało wielkie charakterystyczne logo tej firmy. Przed kasami ogromne kolejki jakie to tu bywały o tej porze jednak szybko posuwające się ku przodu. A na środku tej sali dużo, małych i większych stolików zapełnione ludźmi smakowicie zajadącymi się smakołykami jakie to oferowała ta firma. 

McDonald's? Are you serious?
Nie to, żeby nigdy w tym miejscu nie była. Zdarzało jej się przybywać tutaj z niektórymi znajomymi, którzy mieli ochotę na coś niezdrowego, chociaż ona wolała nie tykać serwowanego tu jedzenia. Ociekające tłuszczem, słone, totalnie niezdrowe, nie wiadomo z czego zrobione, miksacja smaków i zapachów. Niedobrze mi.
Nie to jednak było odrzutem, gdy tylko o wszystkim pomyślała. Jak Alan - bo była pewna, że to on, chociaż trudno było uwierzyć, że tak nagle zmienił zdanie; być może jeszcze nie powinna nastawiać się pozytywnie - mógł zaaranżować to spotkanie tutaj, gdzie nie było mowy o intymności? Rozwrzeszczane pociechy, bawiące się zabawkami z Happy Meal, z których tak zadowoleni byli rodzice wsuwający kolejną porcję frytek, na pewno nie sprzyjały skupieniu się na problemie, a raczej wprawiały ją w irytację. Nie wiedziała, jak zdoła mówić spokojnie i racjonalnie. Nie chciała jednak negocjować w jakikolwiek sposób miejsca spotkania, aby przez przypadek nie pociągnąć za jakiś sznurek mocno, przez co wszystko zdąży się rozsypać, zanim się spostrzeże. Aiden miał rację. Powinna być nieco milsza, jeśli nie chciała trafić do najokropniejszego miejsca, gdzie robiliby jej najokropniejsze rzeczy.
Nadal uparcie obstawiała przy swoim, chociaż presja otoczenia sprawiała, że była zagubiona. Wydawało jej się, że z oczu każdego z przechodnia wyziera niemy, silny rozkaz: IDŹ NA CHEMIOTERAPIĘ. Uciekała od ludzi. Uciekała od odpowiedzialności i problemów, chcąc rozwiązać wszystko jak najbardziej bezboleśnie, a w tym swoim postanowieniu nie miała wsparcia. Fakt faktem, było to głupie przedsięwzięcie, ale cóż poradzić na jej chory, czepiający się brzytwy umysł.
Dotarła tutaj z niejakim ociąganiem, pragnąc nie być pierwsza, zwłaszcza że w sms-ie Alan rozkazał jej czekać. Nie lubiła robić tego, co proponowali jej inni. Wielkie było jednak jej rozczarowanie, że nie zastała chłopaka. Dzierżąc w dłoni diagnozę, która składała się na całą historię jej choroby (nie uwzględniając wszystkich jej uczuć, emocji i relacji z ludźmi), usiadła w najodleglejszym kącie, przy lepiącym się stoliku przy oknie. Wzrok miała smutny, choć ubranie dopasowane i śliczne.

Specjalnie wybrał to miejsce sprawdzając tym samym jej desperację jaka to ją ogarniała, wiedział o niej doskonale, a raczej czuł dlatego postanowił ją trochę podenerwować i zaprosić ją do takiego miejsca, a nie innego. Nie spieszył się z przyjściem tu, a niech sobie poczeka, dokładnie tak tu znów była próba na jaką narażał cierpliwość Wendy, ale i tak podświadomie wręcz czuł, że i tak poczeka nawet jeśli miałaby czekać tak tu z godzinę w dość nieprzyjemnym miejscu jak dla niej. Ale teraz nie było czasu na widzi mi się. Nie mogła teraz przy nim gwiazdorzyć, bo to i tak jak zdążyła zauważyć po poprzednim spotkaniu na nic się nie zda, a tylko pogorszy jej sytuację w jego oczach. Zresztą ta ucieczka też nie była zbyt dobrym plusem w jego oczach. To wszystko było bardziej wielkim minusem niż plusem. Skoro ucieka to jej nie zależy. Nie obchodziło go to, że chciała ukryć przed nim płacz! Bo co to Alan nie mógł widzieć jej łez? Bo co jest na nie zbyt dumna? Nie, nie, nie i jeszcze raz nie.. musiał wiedzieć, że nie jest tą zimną suką jaką są zazwyczaj dzieciaki bogaczy. Dokładnie tak jej urodzenie i zachowanie było wielkim minusem, które tylko potęgowało w nim to, że powinien jej odmówić. Ale jednak postanowił, że spróbuje coś z tym zrobić, a raczej z jej chorobą, ale nie jest to też całkowicie postanowione. Zobaczy jakie zachowania w niej zobaczy dziś, podczas tego spotkania. Widział ją kątem oka gdzieś przy oknie, siedzącą, ale nie podszedł do niej jeszcze jak na razie podszedł sobie do kas i kupił sobie przepyszne frytki. Zachowywał się normalnie jakby to na prawdę była dla niego obcą osobą, co w sumie było prawdą. Ale jego zachowanie na razie było takie, że nawet nie wiedział kim jest. Po tym jakże drogim zakupie już zaprzestał męczenie jej tym czekaniem na jego osobę. Podszedł do jej stolika i od niechcenia jakby nigdy nic usiadł na przeciwko niej zajadając się frytkami. Usiadł tam bez przywitania, bez niczego tak jakby na prawdę nie wiedział o jej chorobie, tak jakby była zdrowiutka jak rybka, a on po prostu był jej kumplem, a przecież tak nie było. Obserwował ją bardzo uważnie cały czas raz po raz jedząc swoje frytki.
-Frytkę? - zapytał nagle nadal pożerają ją wzrokiem, wręcz nie odrywał od jej twarzy wzroku. A tym samym gdy to zaproponował podsunął paczkę frytek w jej stronę. Wiedział, a raczej czuł, że nie będzie chciała zjeść od niego jakiegokolwiek jedzenia z tego miejsca, ale grzecznym trzeba było być i musiał jej to zaoferować, żeby później nie było, że nie dość, że biedak to jeszcze gbur.

1 komentarz: