Jej cierpliwość została wystawiona na ogromną próbę, ale musiała zrobić wszystko, żeby osiągnąć swój cel. Nawet przechodząc samą siebie, co w tym momencie było bardzo, bardzo trudne. Rzuciłaby krzesłem o szybę, wykonując w tym sielankowym wnętrzu totalną, wendsowo-rozpaczliwą rozjebkę, krzyknęłaby głośno do tych wszystkich roześmianych twarzy dlaczego ona, porozrzucałaby wszystko frytki i kotlety do hamburgerów, a na koniec stanęłaby na ladzie, obwieszczając, że ma to wszystko głęboko gdzieś.
Ale nie miała. Dlatego siedziała spokojnie, wciąż na swoim miejscu, odliczając minuty i walcząc z samą sobą, kiedy wszystko toczyło się swoim idealnym torem. Czyżby?
Nawet nie zauważyła wejścia chłopaka, zapatrzona w okno, wyniosła, jakby była ponad tym wszystkim, chociaż tak naprawdę tkwiła głęboko w środku, stłamszona, przestraszona, ale nie poddająca się. Wcale nie będąca w centrum wszechświata.
Spojrzała na niego z niezmienionym wyrazem twarzy i skonstatowała z obrzydzeniem, skrzętnie skrywanym, że jadł frytki. I się jej przyglądał, jakby z wyzwaniem w oczach, jakby wyśmiewając ją bezgłośnie.
Nie, stop. Nie powinna już analizować każdego spojrzenia, każdego uśmiechu ani najmniejszego grymasu, bo w końcu ucieknie. A tego zrobić nie mogła, już nie. Nawet jeśli jej gruczoły łzowe postanowią wydzielić łzy. Zabawne, wtedy widownia byłby tylko i wyłącznie Alan, teraz już ludzi było więcej, włącznie z nijakim chłopakiem stojącym za kasą.
A kiedy zaproponował jej frytkę, myślała, że nie może być nikogo bardziej znęcającego się nad biedną Wendy. Już nie.
- Nie, dziękuję - odpowiedziała uprzejmie, zdobywając się nawet na lekki i tchnący spokojem uśmiech, akcentując wszystko lekkim pokręceniem głowy. Nie chciała wyjść na niemiłą, wszystko było zbyt kruche, żeby można było sobie pogrywać. - Nie preferuję jedzenia z tego typu lokali - dodała, sama nie wiedząc dlaczego. Jakby chciała się usprawiedliwić, że wcale nie robiła tego z niechęci do niego. To akurat było prawdą - miała odruch wymiotny na sam zapach hamburgera.
Jednak wcale nie spotkali się tutaj, żeby prowadzić bezsensowne pogawędki. Tak, i Wendy idealnie zdawała sobie z tego sprawę, a nie chciała wszystkiego przedłużać. I tak zachowanie Alana było co najmniej dziwne, chcąc więc zniwelować to przykre odczucie, wyjęła plik kartek (dwie? trzy?) i położyła je delikatnie na stole, jak najbliżej krawędzi i okna, żeby wzrok innych nie sięgnął ich treści.
- Przyniosłam to, o co prosiłeś - stwierdziła, chociaż był to fakt oczywisty, ale chciała zachować jakieś pozory normalności w tym ich spotkaniu. Omawianie jej choroby w McDonald'sie, po prostu idealnie; jeśli w końcu cała farsa dobiegnie końca, napisze o tym książkę. - Nie jest tego dużo, ale sporo się można dowiedzieć - dodała nieco ciszej, przypominając sobie wszystko, co jest tam napisane. Znała to niemalże na pamięć.
Gdyby w taki sposób wybuchła by dziś musiałaby się liczyć z tym, że trzeci raz Alan nie próbowałby nawet z nią porozmawiać. Po prostu nie potrafisz opanować swoich emocji i tego, że sądzisz, że jesteś pępkiem świata tak też nie zasługujesz na jego uwagę, proste prawda? I lepiej dla dobra Wendy by było to aby zrozumiała to jak najszybciej się dało. Tak to na pewno mu i jej w sumie też pomoże. Zresztą niech ona sobie nie myśli, że teraz rzuci on wszystko i pobiegnie j je pomagać, bo tak nie było i być nie powinno. Ten spokój, który ich oboje ogarniał był niewiarygodny i zadziwiłby niejednego gdyby wiedział po co oni tu się spotkali, choć w sumie niby po co się spotkali? Przecież Alan nie da jej teraz nic do zrozumienia, że jej pomoże. Bo on sam nie wiedział co o tym sądzi. I do tego te smsy Aidena, nie przypuszczał, że mu na komukolwiek zależy! To było dla niego nie wiarygodne, ale nie wiedział czy to na tyle wystarczy by mógł pomóc samej Wendy. Był to spory plus tego, że był to Aiden który według niego nie liczyło się nic tylko jego zasrany tyłek, a tu proszę jednak się troszeczkę pomylił, choć raz. Mimo wszystko lubił się mylić, że jednak te bogate dzieciaki miały coś we łbach.
-Nie to nie. - wzruszył ramionami ot tak z znudzenia gdy ta odmówiła jego propozycji co do frytek i tym samym wrócił on sam do spożywania ich odwracając teraz całkowicie pojemnik z frytkami w swoją stronę, bo cóż nie zamierzał ich jej wpychać na siłę i tak już był wielki krok pewnie dla niej, że w ogóle tu się znalazła! Oj tak to było coś pewnie widzieć samą Wendy w takim miejscu i to z kim! Z Alanem, polakiem, biedakiem, który nie obchodził nikogo. Gdy położyła przy oknie te kartki z jej chorobą zwrócił na nie swoje oczy bez zbędnych słów i wytarł palce o serwetkę, bo co jak co ale te frytki jadł dłońmi, bo jakby inaczej można frytki jeść? A jednak miał trochę kultury w sobie i wcześniej wytarł ręce, by tuż chwilę później złapać te kartki i zaczął z zainteresowań czytać po kolei każde zdanie lustrując je uważnie wzrokiem, analizując każde słowo tam zapisane i znów miał wrażenie, że pojawiały mu się w głowie setki tysiące literek, słów, liczb, co wszystko na zawsze rejestrowało się w jego głowie i łączyło się w jedną całość. Mimo wszystko nie lubił czytać o chorobach, bo co się z tym wiąże to dziwny stan jego umysłu tak jakby wiedział, że gdy przyjmuje tyle wiadomości o chorobie to i musi się przygotować na użycie swojego talentu, a wtedy nie czuł się zbyt dobrze z swoim organizmem.
-Wingfield... 18 lat... - czytał na głos niektóre wyrażenia tak jakby to w czymś miało mu pomóc, ale w sumie pomagało, lepiej wtedy przyswajał te wiadomości albo i nie inaczej lepiej jego mózg wtedy się czuł, nie bolał go tak szybko gdyby miał czytać to tylko w myślach.
- I co najważniejsze... - i w tym momencie przerzucił kartkę na drugą stronę gdzie to według wszystkich danych z badań miała się pojawić diagnoza tak bardzo ważna dla niego i dla niej i którą postanowił zapamiętać co do każdego słowa, dokładnie.
- Nowotwór prawej piersi. - ku jej na pewno uciesze wypowiedział to calutkie zdanie na głos. Nie robił tego jakoś wybitnie głośno, więc nie ma się o co Wendy martwić nikt tego nie dosłyszał, a nawet jeśli to co obchodzi tych ludzi co jej dolega? Nie jest to żadna choroba zakaźna, nic wielkiego im się nie stanie wiedząc o jej chorobie. Ale jednak to była tylko Wendy, która pewnie już w swojej główce aż cała huczy z tego powodu, że wypowiada to za głośno. I w tym momencie też i zlustrował ją dogłębnie tak jakby dopiero teraz zobaczył ją w tym miejscu, przed sobą. Oczywiście patrzył na nią w ten sam sposób co wtedy, kompletnie to spojrzenie się nie zmieniło po tym jak dowiedział się dosłownie wszystko o jej chorobie. Przecież nadal była tą samą dziewczyną, nieco zapatrzoną w siebie, ale jednak tą samą. W tym momencie też zauważył pewną dziewczynkę biegnącą wprost w ich stronę, radosną, pełną życia dziewczynkę i aż sam Alan odwzajemnił jej radosny uśmiech odkładając kartki na stolik, tuż przed nim. Niestety jednak owej dziewczynce przeszkodził ktoś z dorosłych w tym biegu i już została złapana i doprowadzona do właściwego stolika.
-Ach.. te dzieci.. są takie urocze, czyż nie? - powiedział ni z pietruszki, ni z niczego. Zmieniając temat kompletnie. Tak go rozczuliła ta mała dziewczynka, że musiał to zauważyć, po prostu musiał. Zresztą w ten sposób też pokazał jej po raz kolejny dość nieświadomie ale jednak, że nie była pępkiem świata i istniały też inne elementy tego świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz