środa, 8 maja 2013

Rozdział XIII (Wendy i Alan)

Posiadali umowę, z której Wendy - jako osoba honorowa - wywiązała się znakomicie, chociaż z niemałym bólem. Tylko ona wie, z jak wielkim trudem jej to przyszło. Operacja usunięcia guza, pierwsza chemia i minimalne wsparcie od ludzi jej bliskich. Za to Alan zapadł się pod ziemię. Brak kontaktu z jego strony rekompensował jej motyl z origami oraz wysyłane mu pojedyncze sms-y. 
Aż wreszcie na zakończenie roku szkoła zorganizowała miesięczny wyjazd w Alpy. Miał to być ekskluzywny kurort wypoczynkowy (tylko z racji tego rodzice puścili tam Wendy), a okazało się bawarskim obozem pracy. To właśnie tam dwoje bohaterów spotkało się po tylu miesiącach w górskiej jaskini, niekoniecznie pamiętającej czasy australopitków - teraz przeznaczonej tylko dla młodzieżowej konspiracji oraz małych imprez.

Nie było tutaj miejsca, w którym chciałaby przebywać. Żadne nie było dla niej odpowiednie. W baraku czuła się wyobcowana i źle znosiła trwające tam przeciągi; prycza była niewygodna i skrzypiąca. W niemal każdym pomieszczeniu nie pachniało zbyt ładnie, tworząc naprawdę zadziwiającą miksację przyprawiającą o odruch wymiotny jeszcze prędzej niż zapach gotowania czy smażenia potraw (Wendy już się o tym przekonała). Na świeżym powietrzu było zimno i brudno; błoto irytująco przyklejało jej się do butów i rozpryskiwało się na jasnych dżinsach podczas chodzenia. Tak, zdołała zauważać takie małe szczegóły, bo doszła do siebie chociaż po części. Dlatego tułała się w różnych częściach obozu i szukała miejsca, gdzie można się ukryć przed złym wzrokiem pracodawców. Nie przetrwałaby kolejnego dnia na polu.
Przechodząc kiedyś lasem dostrzegła nieco wyżej jaskinię, która wabiła i nęciła ją wciąż swoją tajemniczością i nieosiągalnością. Dzisiaj postanowiła ją zdobyć, gdyż wydawało jej się to najlepszym miejscem dla kogoś, kto nie może znieść towarzystwa ludzi. Wiedziała, że będzie to trudne, ale czując się zdecydowanie silniejsza niż wczoraj postanowiła spróbować. Wspinając się powoli na skałę starała się nie myśleć o niczym prócz celu, który sobie obrała. I choć przez noc zebrała siły, z przerażeniem stwierdziła, że właściwie zaczyna jej ich brakować. Zanim jednak zdążyła się poddać - co ostatnio zdarzało jej się zbyt często - udało jej się dotrzeć do końca.
Naprawdę? Czy to właśnie TO była jaskinia?
Kiedy już postawiła stopy na ziemi i otrzepała resztki kurzu i pyłu z ubrań, spojrzała przed siebie. Jaskinia zapewne ciągnęła się bardzo daleko w głąb, gdyż z tego położenia nie mogła dostrzec, co znajdowało się dalej, gdyż ginęło w ciemnościach. Otoczenie jednak wcale nie przypominało spokojnego azylu. Chociaż nie było tutaj żywej duszy - prawdopodobnie - to na podłożu walały się puste butelki po bimbrze i kawałki materiału. Z lekkim rozbawieniem stwierdziła, że nie była w tym miejscu pierwsza, ale tak właściwie nic nie było w stanie przytłumić jej smutku. Widok przeszłej dobrej zabawy wywołał w niej niechciane wspomnienia szczęśliwych i beztroskich wieczorów w towarzystwie przyjaciółek, które teraz miały już własne kłopoty, własne plany i zajęcia, więc nie przejmowały się Wendy. Tęsknota objęła ją tak silnymi mackami, że dziewczyna osunęła się po chropowatej ścianie, aż w końcu usiadła. Starała się nie zwracać uwagi na nieprzyjemne drżenie mięśni i skuliła się, obejmując nogi ramionami i kładąc głowę na kolanach.
Widok rozciągał się z tej perspektywy niesamowity i na chwilę dziewczyna wyłączyła myślenie, kontemplując jedynie krajobraz. Chociaż przez moment, zbyt ulotny, żeby można było się nim cieszyć, ale zdecydowanie zapamiętany przez przybitą dziewczynę.

Alan nie był tym samym dokładnie człowiekiem jakim był przed pomocą Wendy, ale jednak próbował wszystkim okazywać, że jest wszystko dobrze, wszystko doskonale wiedział, że nie było dobrze. Wciąż odczuwał w sobie to wszystko, co zobaczył podczas używania swojej mocy na Wendy to było stanowczo za dużo dla niego. Zresztą nawet dziś, kiedy to minęło już sporo czasu od tego wszystkiego, a on nadal odczuwał czasem chwile słabości i to, że za chwilę mógł by być w stanie zemdleć, ale na całe szczęście było już to coraz rzadsze. Stanowczo za mało trenował swoją moc inaczej pewnie by nie było takiego zmęczenia jak to teraz miewał. Alan tuż po tej nocy, po spotkaniu z Wendy ulotnił się z murów szkoły. Nie był w stanie chodzić na lekcje, czy też nawet uczestniczyć w zakończeniu. Po prostu ulotnił się tak jakby nigdy go tam nie było. A przecież to nie była prawda był uczniem tej szkoły i nadal w sumie był. Ale wtedy po prostu znikł i nikt nie wiedział gdzie się podział. Zresztą i tak zostało tylko parę dni nauki, więc i nic nie szkodziło mu trochę po wagarować i ukrywać się to tu to tam. Zaraz po zakończeniu roku szkolnego wyjechał, odwiedził Warszawę, jego ukochaną Warszawę, ale tym razem ten wyjazd był dla niego ciężki gdyż musiał tam ukrywać to zmęczenie które go wtedy ogarniało najwięcej. Ale udało mu się to przezwyciężyć jakimś cudem. A smsy od Wendy wcale mu w tym nie pomagały. A bo tak powiedzmy, że dostawał od niej smsy tak jakby pamiętnik z jej życia. Wiedział kiedy poszła na pierwszą wizytę do lekarza, wiedział kiedy odkryła, że wypadają jej coraz częściej włosy i wiedział też, że teraz odpoczywa na tym wyjeździe. W sumie kiedy dowiedział się, że jego matka też i wykupiła mu ten obóz wytrwania, który w sumie początkowo taki nie był, ale cóż mu tam ta wersja nawet nie przeszkadzała. Na początku był na nią po prostu zły, że wydaje pieniądze na takie rzeczy, ale cóż mógł zrobić? I tak pojechał na ten obóz. I wtedy też jakoś myślami powrócił do ostatniego smsa od Wendy gdzie pisało wyraźnie, że jedzie odpocząć do Alp. Więc i dlatego był pewny, że i tu ona była. A i trzeba wiedzieć, że każdy smsy od niej nie dostał odpowiedzi z jego strony. Nie był pewny czy byłby w stanie na nie odpowiadać jakoś sensownie. Jednak dziś postanowił się z nią spotkać. Pierwsze co poszedł do baraku dziewcząt, ale tam jej nie było. Zaciekawione jego osobą dziewczyny znajdujące się tam, które jakby tylko czekały na pożarcie kogoś z płci męskiej zapytały co tu go sprowadziło, więc i tak dowiedział się gdzie prawdopodobnie była Wendy. Swoje kroki od razu skierował do tego wskazanego przez nie miejsca. Nawet nie miał czasu by pomyśleć co ona robi w tak obskurnym miejscu jakim była jaskinia? Ale cóż mniejsza z tym. Ważne, że gdy tu dotarł rzeczywiście ujrzał z daleka już znajomą sylwetkę Wendy, z którą w zasadzie do niedawna nawet nie maił zbyt mocnego kontaktu, a dziś? Co niby między nimi było? Przyjaźń? Sam nei wiedział jakby to wszystko nazwać, ale wiedział, że w końcu musi z nią porozmawiać, dodać otuchy raz jeszcze, tak, żeby wiedziała, że nadal jest przy niej wciąż i myśli jak sobie w tym wszystkim radzi.
Powoli dość podszedł w jej stronę i usiadł na przeciw niej, a gdy spojrzała na niego uśmiechnął się przyjaźnie w jej stronę i przyglądał jej się uważnie. Sam nie wiedział jak teraz zacząć rozmowę? Co powiedzieć? O co zapytać? A może udawać, że się nie znają? Nie wiedział, na prawdę nie wiedział jak zacząć rozmowę. W końcu od tamtej nocy się po prostu nie widzieli, a teraz nagle pojawiał się tu przed nią.
- Cześć... - mruknął w końcu to proste przywitanie, które z jego strony teraz wydawało się tak bezsensowne i nie potrzebne, ale jakoś musiał jej pokazać, że był tu na prawdę, że nie był jakąś zjawą i w sumie uznał, że teraz w końcu mogli o tym wszystkim porozmawiać. Mógłby wyjawić jej wszystko o tym wszystkim co dla niej zrobił powiedzieć. Ale jednocześnie bał się jej pytań. Nie wiedział o co dokładnie będzie pytać i czy będzie w stanie na to wszystko odpowiedzieć? Nie chciał już jej zostawiać pytań bez odpowiedzi, już teraz nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz