piątek, 31 maja 2013

Rozdział XVII (Wendy i Alan)

Bliskość chłopaka jeszcze spotęgowała się, kiedy ją przytulił, a był to tak czuły i przyjacielski gest, że dziewczyna od razu poczuła wzruszenie. Niechciane łzy pojawiły się na krawędzi jej oczu, zamazując jej całkowicie obraz jaskini, jaki miała jeszcze przed chwilą. Chłonęła jedynie tę atmosferę bardzo intymną, bardzo swojską i przyjemną. Nie chciała teraz niczego więcej, jak tylko czuć nieme alanowskie wsparcie i takie właśnie mu dawać. Wczepiła się dłońmi, zniszczonymi dłońmi - kobiety, która została zmuszona do haniebnej pracy - w jego fantazyjny ciepły sweter i zaciskając mocno oczy - przez co na policzki wypłynęły malutkie kropelki łez - wtuliła się w jego ramię. I wszystko zdawało się być na swoim miejscu. Jego zapach był łagodny i przywodzący na myśl bezpieczeństwo - ale może tylko jej się tak wydawało poprzez nagromadzenie uczuć.
Motyl, który otrzymała od Alana jeszcze w opuszczonej sali, naprawdę pomagał jej przezwyciężyć lęki. Poza tym wciąż miała w głowie metaforę, którą uraczył ją na koniec - niech odradza się razem z tobą. I właśnie tak sobie to wyobrażała. Że jest zamknięta w kokonie, że kiedyś stanie się tak dojrzała i piękna jak ten motyl. Że to wszystko minie i jeszcze będzie dobrze. Trzymała więc wciąż ten twór papieru w ręku, jakby miała nadzieję, że cały czar z jego sztucznych skrzydeł zostanie przelany na nią. Nie zniosłaby, gdyby motyl leżał zamknięty w pudełeczku, ale także nie zostawiała go nigdzie na pastwę losu - o nie. Jego zniszczenie zawdzięcza ona tylko sobie, ale był on pognieciony w sposób rozpaczliwy i częściowy. A ona nie chciała go zamieniać na lepszy model, gdyż wtedy nie byłby tym samym. Nie stanowiłby metafory jej po chorobie.
- Nie, tylko trochę - odpowiedziała, nieco zaskoczona, że chłopak wspomniał o tej rzeczy po tak długim czasie, jakby czytał jej w myślach. Dla niej był to talizman, coś ważnego, a on mógł o tym zapomnieć. Ale nie. Najwyraźniej tego nie zrobił, najwyraźniej czytał jej smsy. I była mu za to dozgonnie wdzięczna.
Mogłaby tak trwać w tym uścisku przez cały czas, ale po jakimś czasie bezczynności jej mięśnie znowu zaczęły drżeć niebezpiecznie, przez co przestraszyła się i powoli wyswobodziła się z jego uścisku, starając się, żeby wyszło to bardzo naturalnie. Uśmiechnęła się nawet do niego, wdzięczna za te oczyszczające chwile, które bardzo jej pomogły. Czuła nawet łzy na policzkach i pod powiekami, ale nie pokwapiła się, żeby coś z tym zrobić. Naciągnęła tylko rękawy szarek bluzki na dłonie i spojrzała na chłopaka.
- Ten motyl bardzo wiele dla mnie znaczy i zachowam go takiego, jakim jest - powiedziała pewna swoich słów. Bardzo podobało jej się także same wykonanie i zastanawiała się, czy ona także potrafiłaby coś takiego zrobić. Nie wyglądało na bardzo skomplikowane, ale znając życie pewnie takie właśnie było. Od zawsze uważała, że origami to wspaniała sztuka i nie mogła oprzeć się, żeby nie podręczyć o to Alana. - Jakie wspaniałości jeszcze tworzysz? - spytała z żywym zaciekawieniem.

Odsunęła się od niego tak nagle, ale w sumie nie widział w tym nic złego, cóż może nie była osobą, która się lubiła długo przytulać zresztą ile to też można było się przytulać? Tyle im w stanowczości wystarczy, a przynajmniej na jakiś dłuższy czas.
zachowam go takiego, jakim jest, czyli jednak był już nieźle zgnieciony, ale cóż skoro takiego chce to niech ma. W sumie nie dziwił się jej, przecież ten motylek coś symbolizował między nimi. Musiał zostać taki jaki jest do końca swoich dni. Przecież poprzez te pogniecenia też i zachował w sobie jakieś wspomnienia związane z Wendy, cóż dla niej znaczył i to nawet od początku pewnie, jak tylko na niego spojrzała. Ale w sumie bał się, że przez te pogniecenia jego motylek już nawet nie przypominał motyla tylko rzeczywiście jakąś ohydną larwę, czy coś w tym stylu. A przecież miał wzrastać razem z nią, a papier już raczej nie będzie ładniejszy tylko brzydszy. No ale niby jak papier miałby wzrastać? Ach to głupie myślenie Alana i mnie już dobijało, więc już koniec, tych rozmyślań na tym jak papier może się rozwijać.
W sumie przy tych jej słowach zaśmiał się też uroczo, bo co jak co ale już emocje jakoś rozładował , a to zdanie go rozbawiło? Sam nie wiedział czemu go to tak rozbawiło, ale jednak tak już miał. Bo to w sumie tak w zasadzie sama siebie zaprzeczyła, bo niby nie wyglądał tak źle, ale mówiąc to, że zachowa taki jaki jest znaczyło wiele, np. to że rzeczywiście nie wygląda lepiej, ale taki wygląd jej pasuje.
I teraz zastanowił się nad jej pytaniem.. co on jeszcze potrafi zrobić? W sumie nigdy się nad tym nie zastanawiał. Zazwyczaj i tak robi utarte już tory i zawsze były to właśnie jakieś proste motylki, smoki i tym podobne. Ale w sumie i raz na tydzień co najmniej próbował czegoś nowego i cóż zawsze mu to wychodziło. Może i nie za pierwszym razem ale jednak. Zawsze coś mu wyszło. Więc czyżby potrafiłby wszystko zrobić po pewnym czasie? Tak chyba tak, tak mi się wydaje przynajmniej. Wiadomo nad czymś nowym by musiał posiedzieć dłużej ale jednak w końcu by zrobił.
-A co chcesz coś nowego? - zapytał. Nie mówił tu o tym żeby zamienić na coś innego jej motylka tylko po prostu by zrobił jej coś dodatkowo, coś po za tym motylkiem. Nie zamierza jej go odbierać, a gdzie tam. Chce tylko żeby miała coś jeszcze jeśli tylko by chciała oczywiście.
-Nie wszystko wychodzi po pięciu minutach tak jak ten motylek... ale myślę, że wszystko by mi wyszło po jakimś tam czasie. - dopowiedział po chwili odpowiadając dopiero teraz w sumie na jej pytanie, ale chyba lepiej później niż wcale co nie?
-A może ty chcesz coś zrobić? - zapyta po chwili z uśmiechem przyglądając jej się. Przecież co do nauki nigdy nie jest za późno. Owszem on już się tego uczył od dziecka, ale i tak na pewno i Wendy by coś wyszło. Nawet jeśli miał by wyjść to jakiś mutant, a nie to co miało wyjść, ale zawsze coś. Zawsze można tworzyć swoje własne zwierzątka i kształty, a co tam.

I nastała wśród nich naprawdę przyjazna atmosfera, a Wendy pierwszy raz w tym strasznym miejscu poczuła się bardzo swojsko i miło.
Przyszła do niej myśl bardzo kusząca, żeby stworzyć coś w końcu dla kogoś, a nie dla samej siebie. Chociaż drżenie rąk na pewno nie było komfortowe, to jednak chciała spróbować.
- Tak, pomożesz mi zrobić ptaka? - spytała z łagodnym uśmiechem.
Ucieszyła się jak dziecko, kiedy zgodził się na to - w końcu poczuła choć pierwiastek beztroski, której tak bardzo jej brakowało. Tworzenie tej wspaniałości ze zwykłej kartki papieru wyrwanej z zeszytu w kratkę było czymś, co Wendy na pewno zapamięta na długo. Nawet nie obejrzeli się, kiedy zapadł zmrok, więc wrócili do baraków, Wingfield bezpiecznie eskortowana przez przyjaciela Alana, z ktorym miała pozostać już na zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz